Rozmowa miesiąca: Halina Wiśniowska – Człowiek Orkiestra
Halina Wiśniowska – Człowiek Orkiestra
Z cyklu „Rozmowa miesiąca” kwietniowym gościem smolec24 jest pani Halina Wiśniowska – Przewodnicząca Koła 12 Smolec – Polskiego Związku Emerytów, Rencistów i Inwalidów, pomysłodawca, fundator i członek zarządu Fundacji Smolec, Szefowa Szatni za(Dyszkowej), członek kapituły nagród smoleckich i członek Komitetu Obchodów 700-lecia Smolca, a od niedawna również członek rady sołeckiej Smolca – Zatorze. Osoba, na która zawsze można liczyć, niezależnie jakie zadanie jest do wykonania…. czyli „Człowiek – Orkiestra”!
E.N-F.: Czy to wszystkie funkcje, jakie Pani piastuje w Smolcu, czy o czymś zapomniałam?
W Smolcu to wszystko, ale we Wrocławiu jestem jeszcze w Zarządzie Rejonowym, zastępcą przewodniczącej Rejonu Fabryczna, ale o tym nie ma co pisać…. No i Bank Żywności – to jest najważniejsze. Z Banku Żywności załatwiam artykuły żywnościowe dla Wrocławia, dla Smolca i okolic, zarówno dla naszego Koła jak i dla innych organizacji uprawnionych. Koordynuje wszystkie kwestie. Jeżdżę tam nieraz dwa – trzy razy w tygodniu, bo to nie jest takie proste, nie tylko nasza organizacja z Banku korzysta, ale ja składam zapotrzebowanie dla wszystkich, potem trzeba to przywieźć i rozdzielić. Do mnie należą też osoby z Nowej Wsi Wrocławskiej, Romnowa, Pietrzykowic, Gądowa, Mokronosu, a Skałka chce się właśnie przyłączyć. Do Kątów mają daleko, nie ma czym dojechać, ani czym wrócić, dla ludzi starszych komunikacja u nas to tragedia. Taki Romnów np. – mam tam kilka osób, a do niepełnosprawnych muszę jeździć – tam w ogóle nie ma żadnej komunikacji… Oni, żeby się dostać do Smolca do lekarza, muszą najpierw na nogach zrobić trzy, czy cztery kilometry do Małkowic… Próbowałam im pomóc, ale mi w gminie mówią, że bus tam nie pojedzie, bo droga zła. I co ci ludzi mają zrobić?
E.N-F.: Gdy próbowałam umówić się na ten wywiad to okazało się, że w poniedziałek Pani Halinka jedzie do Banku Żywności, we wtorek i środę ma żywność na miejscu i musi się tym zająć, w piątek przywożą jej z Agencji Rolnej 3 tony jabłek i musi to podzielić, może w czwartek by się udało… Ale się nie udało…. Temat musiał poczekać kolejny miesiąc…. Skąd u Pani tyle energii i chęci do pracy społecznej? Jak Pani to godzi z życiem prywatnym i obowiązkami domowymi?
Nie wiem sama (śmiech). Mąż to już macha ręką i się nie odzywa, synowie mówią: „Daj sobie trochę spokój, ty też chorujesz.” Ale ja jakiś czas temu poważnie zachorowałam i przyrzekłam sobie, że jak wyjdę z tego to będę pomagała ludziom – i na razie jakoś ciągnę. Moi synowie mi bardzo dużo pomagają, bo przecież jak jadę po żywność, to muszę mieć ludzi do transportu, dźwigania itp… Darek Niewadzi bardzo dużo mi pomaga, właściwie to razem ze mną ciągnie ten Bank Żywności. Ostatnio były jabłka do rozdania, marchew, teraz 8 kwietnia jedziemy z Darkiem po kapustę.
E.N-F.: Czyli składa Pani zapotrzebowanie, potem musi wszystko tu przetransportować i korzystając z własnej wiedzy – kto na ile jest potrzebujący – rozdziela Pani te produkty?
Nie, ja nie decyduję, absolutnie nie. My dostajemy skierowania od GOPS-u, bo osoby, którym możemy przekazać żywność, muszą spełniać wiele kryteriów, np. dochód na osobę 950 zł, nie może być złotówki więcej. GOPS przyjeżdża do nas, ja zwołuję ludzi i tu na miejscu mogą takie wnioski wypełnić. Bardzo dobrze mi się współpracuje z kąteckim GOPS-em, nie mogę powiedzieć złego słowa, choć w innym miejscowościach tyle osób narzeka na swoje jednostki. Skierowania to wymóg ministerstwa, musimy je spełnić. Muszę Pani powiedzieć, że mimo zaostrzonych kryteriów, bardzo dużo osób je spełnia, dużo osób w Smolcu jest w potrzebie …
E.N-F.: Pani Halino, jak długo mieszka Pani w Smolcu?
Urodziłam się w Smolcu i tu całe życie mieszkam, na Starowiejskiej, najstarszej ulicy Smolca!
E.N-F.: A pani rodzina? Pochodzicie ze Smolca?
Moi rodzice przyjechali tu z okolic Pawłowa, Lwowa. Przyjechali tu z dwójką dzieci – moim bratem i siostrą, którzy już nie żyją. Ale zabrali ze sobą też trzy dziewczynki, siostrzenice mojego ojca. Ich rodziców i brata zabili Ukraińcy, najmniejsza miała rok, matka ją akurat karmiła, gdy weszli, przeżyła, bo myślano, że nie żyje, pozostałe dwie siostry były akurat u dziadków. Tu w Smolcu urodził się jeszcze mój brat i ja – i tak wychowaliśmy się razem.
E.N-F.: Przygotowując ten wywiad trafiłam na informację, że jest Pani krewną pana Marcina Czarnego, pierwszego polskiego sołtysa Smolca. Czy to prawda? Pamięta go Pani?
To był mój dziadek, ojciec mojej mamy. Mam jego zdjęcie. Kuzynki syn zbiera informacje na temat naszej rodziny, jest ona bardzo ciekawa. W rodzinie mieliśmy nawet popa, a prababcia wyszła za hrabiego! Od swojej babci, a siostry mojej babci, dużo się dowiedział, bo żyła bardzo długo i do końca była sprawna umysłowo. Mi było ciężko słuchać tych historii, tak bardzo trudnych…
Dziadek Marcin długo pełnił funkcję sołtysa. Chodziłam do piątej klasy, gdy zmarł. To była wigilia Bożego Narodzenia, akurat dzwony biły na pasterkę. Nie zapomnę tego do końca życia. W Smolcu był wtedy ksiądz Rogalski, pochował go nam w drugi dzień świąt. Był śnieg po kolana, nawet zdobycie trumny było wyzwaniem. To były trudne czasy, ale pani Edytko, ludzie żyli inaczej. U nas w domu ciągle był wieczorami pełen dom ludzi, z 20 – 30 osób, sąsiedzi, krewni….
E.N-F.: Ale nie było telewizji i Internetu!
Była! Dwa programy były. Tylko ludzie byli chyba bardziej życzliwi i towarzyscy. Teraz już wielu z tych ludzi nie żyje.
E.N-F.: A od czego Pani zaczynała w Smolcu, a może poza Smolcem? Jakie były pierwsze funkcje społeczne?
W 2008 roku nasze Koło ERiI założył Józek Rak. Wcześniej nasi emeryci i renciści podlegali pod koło w Kątach Wrocławskich, ale Józek miał swoją wizję i mocno się starał, by takie koło powstało u nas. I się udało, stanął na wysokości zadania. Ja wówczas byłam w szpitalu. Józek często u nas przebywał i namawiał mnie, ale ja wówczas ledwo chodziłam. W końcu dołączyłam do nich. Od 2011 roku byłam skarbnikiem Koła, a gdy Józek zmarł, zostałam jego przewodniczącą. Nie bardzo chciałam, ale w końcu się zgodziłam i tak jest do dziś.
E.N-F.: A kto jeszcze jest w zarządzie Koła?
Zygmunt Rybak – wiceprzewodniczący, już był nim za Józefa Raka; skarbnikiem jest Elżbieta Anczyk, a sekretarzem Jadwiga Anczyk. Członkami zarządu są ponadto Henryk Klimek i Kazimierz Nowak. Mamy też 7 wolontariuszy, bez których ciężko by było sobie poradzić, to młodzi ludzi, na których zawsze mogę liczyć, przede wszystkim moi synowie i synowa Paulina, ale też Gabrysia Popławska bardzo dużo mi pomaga, szczególnie, gdy Paulina wyjeżdża, Beata Korkosz, Ewa Jakubowska, są jeszcze z nami Sebastian Kotlarz i Ewa Masztalska. Moje wolontariuszki pomagają mi w przygotowaniu imprez, paczek żywnościowych, ale też w pisaniu wniosków na konkursy gminne, bo inaczej nie pozyskamy funduszy na naszą działalność. Wszyscy pracują całkowicie za darmo! Tak więc nie pracuję sama. Z członkami Koła jest trudniej, ale do pomocy np. przy Zadyszce, zawsze się ktoś zgłosi. Panie skarbnik i sekretarz też mają sporo obowiązków. Sekretarz dokumentuje nasze spotkania, gdyż te dokumenty muszę zawozić do Wrocławia, do Okręgu. Raz na pół roku tworzy też sprawozdanie, a w styczniu plan pracy Koła na cały rok, którego potem musimy się trzymać.
E.N-F.: Smutne, że ktoś spoza za darmo tyle pracy wykonuje, podczas, gdy wielu z tych, którzy korzystają z tego, często nie włącza się do pracy…
Seniorzy często nie mają czasu… Tak twierdzą… :).
E.N-F.: Ale mogą chyba pomóc przy przygotowaniu paczek, imprezach?
Zawsze to jest tak, że wąskiej grupie zależy, by coś się działo i ta grupa pracuje…
E.N-F.: Ilu członków liczy Koło nr 12 ERiI? Co daje im przynależność do Koła? Jak często się spotykacie?
Dwa lata temu liczyło 170 osób, sporo osób zmarło, część się wypisała, gdy zmieniły się kryteria przydziału paczek żywnościowych, teraz mamy 125 osób. Spotykamy się codziennie „na Smolcu” :), ale raz w tygodniu, w poniedziałki, jesteśmy tu w świetlicy od 17.00 i każdy , kto chciałby się przyłączyć, może przyjść. Jestem zawsze….
E.N-F.: Co dzieje się lub działo w przeszłości w Waszym Kole poza cykliczną pomocą żywnościową?
Jestem w bieżącym kontakcie z PCPR we Wrocławiu (Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie), ale żeby np. załatwić komuś sanatorium z małą dopłatą własną, to musi taka osoba mieć orzeczenie o niepełnosprawności … To wszystko nie jest takie proste, mam 45 osób z takimi orzeczeniami i wielu z nich skorzystało z takiego wyjazdu dzięki naszym kontaktom z PCPR. Dwa lata temu załatwiłam wyjazdy na basen i ćwiczenia rehabilitacyjne, które odbywały się w naszej świetlicy. Obecnie jest problem ze środkami finansowymi, panie stamtąd dużo mi doradzają i pomagają, ale sama Pani wie, z czym to się wiąże – wydawanie publicznych pieniędzy to udział w konkursach, pisanie wniosków i cała dokumentacja, wiele razy trzeba dokumenty poprawiać. Tu akurat – przy wnioskach do starostwa – pomaga mi dużo Ania Kraczkowska.
Poza tym świętujemy wspólnie. Nasze najważniejsze święta to w marcu Dzień Inwalidy. Co roku też jeździmy na jednodniową wycieczkę z okazji Dnia Matki. Ostatnio byliśmy w Międzygórzu i z całej, mocno wiekowej, ekipy prawie wszyscy weszli na szczyt do Sanktuarium Matki Boskiej Śnieżnej, a szli inwalidzi, 80-letni! Z dołu, z Międzygórza, niektórzy czerwonym szlakiem doszli! Pod koniec sezonu organizujemy zawsze dwudniowe wyjazdy…
E.N-F.: Organizujemy, czyli kto je organizuje?
No, ja…Wolontariusze mi pomagają… Ostatnio byliśmy W Gnieźnie, w Krakowie, a na koniec w pięknym ośrodku w Skorzęcinie, nad jeziorem. Molo ładniejsze niż w Sopocie i grupa ponownie chce jechać do Skorzęcina, tak się wszystkim podobało!
E.N-F.: A skąd pomysł na Fundację Smolec? Czym Fundacja się zajmuje, czy ma już jakieś sukcesy?
W Smolcu jest wiele osób potrzebujących. Pracujemy więc razem, by na ile można, to im pomóc. W Fundacji pracują m.in. Ania Kraczkowska, Teresa Łaszczyk, Wioletta Orzech, Janina Pilarczyk, Paulina Binder. Zrobiliśmy w ubiegłym roku Festiwal Pieroga, z którego dochód był przeznaczony na dzieci z chorobą nowotworową. Planujemy również w tym roku kolejny festiwal, jest już ustalona data – 29 czerwca. Zbieraliśmy fundusze na pogorzelców smoleckich, ale mamy też pod opieką osoby, które potrzebują szczególnego wsparcia, mieszkając tu, wiemy, kto tej pomocy potrzebuje i pomagamy na ile wystarcza środków. Nie tylko finansowo, wie Pani ile Ania już różnym osobom pism napisała, w różnych prawnych problemach!
E.N-F.: Pani Halino, bardzo dziękuję za rozmowę, życzę dużo zdrowia i sił do dalszej pracy, życzliwości ze strony ludzi i dogodnych rozwiązań prawnych, by dało się te wszystkie Pani obowiązki i nieujawnione publicznie zamysły wprowadzać w życie.
Dziękuję.
Pani Halina faktycznie zaraża swoim optymizmem i dobrą energią. Z takimi ludźmi w Smolcu da się dużo zrobić.
Pozdrawiam.